Na co dzień obserwuję, że czytanie etykiet produktów spożywczych przysparza niektórym osobom niemałych kłopotów. Szczególnie, kiedy współpracuję z kimś on-line, dostaje pytanie o jakiś produkt (często niedostępny w Polsce) i proszę o sprawdzenie jego składu, dochodzi do pewnych nieporozumień. Czasem widzę też pewne zakłopotanie i zagubienie podczas nerwowego obracania produktu w dłoniach. To dało mi do myślenia, że warto napisać parę słów o tym jak czytać etykiety produktów spożywczych.
Skład
Zacznijmy od najważniejszego, czyli jak sprawdzić jakie składniki zawiera produkt spożywczy. Część osób błędne sięga w tym celu do tabelki na opakowaniu, ale nie tędy droga. Składniki mamy zawsze wymienione po słowie „Składniki:” – po prostu! Dla ułatwienia posłużę się tutaj przykładem pierwszego lepszego produktu z kuchennej szafki.
Co warto wiedzieć o składzie, to na pewno to, że składniki są wymienione w kolejności malejącej jeśli chodzi o ich zawartość. Na naszym przykładzie mogę powiedzieć, że w tym produkcie jest najwięcej cukru, na drugim miejscu skrobi, natomiast najmniej – koncentratu z krokosza barwierskiego i cytryny. Producenci mają obowiązek podkreślania składników, które należą do grup najczęstszych alergenów – dlatego mleko oraz śmietanka są wytłuszczone. Można się też spotkać z podkreśleniem zamiast wytłuszczenia i ma to dokładnie takie samo znaczenie. Te składniki muszą po prostu wyróżniać się jakoś na tle pozostałych.
Są też produkty, na których można bez końca szukać składu, ale jego tam po prostu nie ma. Dlaczego? Ponieważ nazwa produktu wskazuje na jedyny składnik. Przykładami takich produktów są kasze, ryż, mleko, orzechy (jeśli jest to jeden rodzaj).
W tym wpisie nie będę poruszać tematu oznaczeń E dla różnych substancji, bo to temat na co najmniej jeden osoby wpis. Nie łudźcie się jednak, że dietetycy znają te oznaczenia na pamięć i są w stanie rozszyfrować wszystkie składy przy sklepowej półce. Tych oznaczeń jest niezwykle dużo, a pod częścią z nich kryją się substancje jak najbardziej przez nas pożądane (np. witaminy). Gdyby ktoś chciał na szybko sprawdzić poszczególne symbole to odsyłam np. do Wikipedii.
Produkt może zawierać…
Pod składnikami widnieje powyższy napis i dotyczy on soi oraz zbóż zawierających gluten. Dlaczego więc producent nie zamieścił tych dwóch rzeczy w składzie? Bo nie są one składnikami produktu. Każdy producent ma jednak obowiązek informować o tym, że w produkcie spożywczym mogą znaleźć się śladowe ilości alergenów, o których wspominałam wyżej. Te śladowe ilości wynikają (a raczej mogą wynikać, bo nie jest powiedziane, że na 100% tam będą) z przetwarzania danych surowców w tym samym miejscu, w innym czasie. Dla przeciętnego konsumenta taka informacja nie ma znaczenia, ale dla niektórych alergików to może być sprawa życia lub śmierci.
Tabela wartości odżywczych
Drugim istotnym elementem jest tabela wartości odżywczych. Możemy się dowiedzieć z niej ile produkt ma kalorii, tłuszczu, węglowodanów, białka i błonnika. Znajdują się tam również dodatkowe elementy, w zależności od charakterystyki produktu może to być sól, poszczególnie witaminy lub minerały. Jeśli kupujemy napój roślinny zamiast mleka, to warto szukać takiego, który będzie wzbogacany w wapń, a żeby sprawdzić ile tego wapnia tam dodano trzeba zwrócić uwagę właśnie na tabelę składników odżywczych.
Uwaga na jednostki!
Pamiętam jak moja ciocia (ciociu pozdrawiam jeśli to czytasz) zszokowana oznajmiła mi, że kupiła lody, które maja kilka tysięcy kalorii. Mówię – no niemożliwe, przecież musiałyby się chyba składać z samego tłuszczu… Okazało się, że ciocia popatrzyła na energię podaną w kilodżulach. Producenci podają zawsze dwie wartości, w naszym przykładzie będzie to: 334 kJ/79 kcal w 100g. Jak widzicie, różnica jest znacząca.
Kolejną bardzo ważną rzeczą, którą trzeba wziąć pod uwagę jest ilość, której dotyczą wartości odżywcze. Producent ma obowiązek podać je na 100g produktu, w naszym przypadku dotyczy to 100g przygotowanego budyniu. Skoro jednak jest to proszek, który należy zalać wodą – producent dla ułatwienia podaje dodatkowo wartości odżywcze pojedynczej porcji, dzięki temu bez specjalnego wysiłku można wliczyć zjedzony budyń do dziennego bilansu energetycznego.
Warto pamiętać, że tabela wartości odżywczych nie jest równoznaczna ze składem produktu, dlatego bardzo ważne jest, żeby analizować oba te elementy. Dla przykładu, w tabeli na etykiecie zwykłego, krowiego mleka można przeczytać, że w 100ml zawiera ono 4,7g cukrów. To nie oznacza jednak, że producent dosładza mleko! Te cukry, to laktoza, czyli cukier naturalnie występujący w mleku.
GDA i RWS
W tabeli na zdjęciu możecie również zauważyć wartości procentowe z gwiazdką, podane w nawiasach. Pod tabelą napisano, że to referencyjna wartość spożycia (RWS) i dotyczy ona przeciętnej dorosłej osoby, której dzienne zapotrzebowanie energetyczne wynosi 2000 kcal. Producent więc informuje nas o tym, w jakim stopniu dany produkt pokrywa nasze zapotrzebowanie na poszczególne składniki. W przypadku makroskładników (białka, tłuszcze, węglowodany) to mało praktyczna informacja, ale na przykładzie naszego budyniu możemy zobaczyć, że dostarcza on aż 25% zalecanej dziennej ilości cukrów, to dość dużo. Osobiście korzystam z RWS bardzo rzadko, służy mi jedynie wtedy, kiedy szukam produktów będących dobrym źródłem mikroskładników (witamin, minerałów). Przykładowo, odkąd mocno ograniczyłam mięso, zaczęłam bardziej zwracać uwagę na zawartość witaminy B12 w produktach wzbogacanych i patrzeć na to w jakim stopniu dany produkt zaspokaja moje dzienne zapotrzebowanie na tę witaminę.
Na niektórych etykietach można spotkać również GDA (ang. Guideline Daily Amounts) – sposób interpretacji jest dokładnie ten sam.
Data minimalnej trwałości a termin przydatności do spożycia
Niektórzy z Was może nawet nie zwrócili uwagi na to, że istnieją te dwa różne określenia. Pierwszy z nich – datę minimalnej trwałości – można znaleźć na takich produktach, które się nie psują, co najwyżej tracą na jakości. Należą do nich produkty zbożowe, kawa, herbata, przyprawy, czy alkohole. Na opakowaniu jest to określone jako „Najlepiej spożyć przed” – jak widzicie, jest to jedynie sugestia producenta. 😊 Taki właśnie zwrot widnieje na budyniu, którym się dziś posłużyłam.
Termin przydatności do spożycia to już poważniejsza sprawa – określa on czas, po upływie którego zjedzenie produktu może być niebezpieczne dla konsumenta. Widnieje on na produktach, które łatwo się psują jako „Należy spożyć do”. Wśród takich produktów są: mięso, niepasteryzowane soki i nabiał, czy gotowe dania i wyroby garmażeryjne.
Można spotkać się z jeszcze jednym określeniem czasu na opakowaniach i jest to informacja jak długo po otwarciu dany produkt nadaje się do spożycia. Oczywiście ma to zastosowanie wyłącznie, jeśli konsument zastosował się do zalecanego sposobu przechowywania.
Z taką podstawową wiedzą możecie już być całkiem świadomymi konsumentami, jednak nie poruszyłam tutaj kilku dodatkowych kwestii, na które może przyjdzie jeszcze czas. Należą do nich m.in. symbole i oznaczenia na opakowaniach, a także nieczyste zagrania producentów, które mają na celu wprowadzić konsumenta w błąd. Jeśli interpretacja jakości produktów spożywczych to dla Was zbyt skomplikowana sprawa, to możecie posłużyć się aplikacjami, które Wam to ułatwią (np. Zdrowe Zakupy) albo stronami internetowymi (np. czytamyetykiety.pl).