Polska kultura chyba od zawsze zakładała, że gościa nie tylko trzeba przyjąć, ale także nakarmić, napoić i zaoferować wszystko, czego on w danym momencie potrzebuje. To bardzo piękna tradycja, wpojona nam tak mocno, że z pewną niezręcznością ogląda się zagraniczne filmy, gdzie gospodarz domu otwiera drzwi osobie, która właśnie przyszła, a następnie rozmawia z nią w progu. Jeszcze gorsze ciarki żenady odczuwa się, kiedy gość pyta czy może wejść pomimo tego, że spotkanie nie było umówione, a właściciel domu przez chwilę się waha. Przecież to niedorzeczna sytuacja! Gospodarz powinien od razu zaprosić tę osobę do środka, zapytać czego się napije i wyciągnąć przekąski. Dzisiaj przychodzę opowiedzieć Wam o tym, jak polska gościnność sabotuje nasze nawyki żywieniowe.
„Ja jem jeden posiłek dziennie, ale zaczynam rano i kończę wieczorem”
Na pewno znacie ten żart, abstrahując od tego, czy jest on śmieszny czy nie, na pewno jest on swego rodzaju definicją złego odżywiania. Oficjalne zalecenia są takie, żeby zdrowa dorosła osoba jadła 3 do 5 posiłków dziennie. Nie jest to bezpodstawny frazes. Dla ludzkiego organizmu kluczowe jest, żeby utrzymać poziom glukozy (czyli cukru) we krwi i taki układ posiłków mu to umożliwia. Wynika to z faktu, że każdy posiłek, który zawiera węglowodany (właściwie nawet kawa z mlekiem, bez cukru) powoduje wzrost poziomu glukozy we krwi, z którym organizm będzie musiał sobie poradzić wydzielając insulinę. Jeżeli indeks glikemiczny posiłku (o którym pisałam tutaj) będzie niski, to reakcja organizmu będzie łagodna, a sytuacja łatwa do opanowania, natomiast w przeciwnym razie, wysoki indeks glikemiczny będzie powodował gwałtowną reakcję i szybki spadek glikemii. W efekcie bardzo szybko po jedzeniu odczujemy spadek energii i często również ochotę na coś słodkiego. Należy tutaj pamiętać, że dla naszego ciała każdy najmniejszy produkt zawierający węglowodany i spożyty między posiłkami, będzie stanowił niemalże kolejny posiłek. Przynajmniej tak to będzie wyglądało z perspektywy gospodarki węglowodanowej.
Mając już te wiedzę, spójrzmy teraz na naszą polską gościnność. Jeszcze większą presję niż niezapowiedziane wizyty nadkładają na nas imprezy, które były zaplanowane. Zapraszanie gości wiąże się nie tylko z posprzątaniem mieszkania, ale również, a może przede wszystkim, z podaniem adekwatnego poczęstunku. Najlepiej, żeby składał się on z kilku dań, a zwieńczony był deserem. Bardzo popularna jest też forma zimnej płyty, czyli stołu suto zastawionego sałatkami, wędlinami, serami, owocami, ciastami, a także napojami i alkoholem – im więcej, tym lepiej! I chyba nie muszę wspominać o tym, jak wielką plamą na honorze (przynajmniej w mniemaniu gospodarza) byłoby, gdyby na stole czegoś zabrakło. Dlatego podczas wielogodzinnego biesiadowania, najczęściej Pani domu stale dokłada jedzenia, którego akurat ubyło. Doskonałym tego przykładem są polskie wesela. Obcokrajowcy często dziwią się (pozytywnie), że w Polsce na weselach jest tyle jedzenia i szalone ilości DARMOWEGO alkoholu. Każdy kto organizował taką imprezę dobrze wie ile jedzenia się marnuje, a ile jeszcze zostaje po weselu. Gdy ja planowałam swoje wesele, zanim jeszcze było wiadomo, że pandemia pokrzyżuje te plany, starałam się jak najstaranniej wyliczyć ile ciasta i alkoholu należy kupić, żeby później nie martwić się co zrobić z tym co zostało. Miałam też pomysł, żeby zrezygnować z deseru i po obiedzie podać od razu tort. Moi rodzice jednak widzieli to zupełnie inaczej. Wręcz mam wrażenie, że negatywnie odbierali moje podejście, tak, jakbym skąpiła moim gościom jedzenia. Mówili, że nie ma mowy, nie może być takiej sytuacji, że zabraknie alkoholu, albo ciasta. Prawdopodobnie wiązałoby się to właśnie z jakąś plamą na honorze. Czy tylko ja mam wrażenie, że wesela stały się jakąś forma show, mającego na celu pokazanie zamożności danej rodziny?
Płynąc do brzegu, polskie imprezy w dużej mierze polegają na siedzeniu, jedzeniu i piciu. Jest dobrze kiedy dochodzi do tego element ruchu, czyli tańca, bo abstrahując od spalania tych kalorii – przede wszystkim czas spędzony na parkiecie to przerwa od jedzenia dla naszego biednego żołądka. W żadnym wypadku nie zamierzam się skupiać na wartości kalorycznej takich okazji, myślenie w tych kategoriach może prowadzić do zaburzenia relacji z jedzeniem i niebezpiecznych restrykcji. Chciałabym zwrócić uwagę raczej na fakt, że ciągłe jedzenie przez kilka godzin nie jest żadną przysługą ani dla naszego ciała, ani dla naszego ośrodka kontroli głodu i sytości w mózgu. Więcej o tym jak sobie zepsuć ten ośrodek pisałam tutaj. Nasz mózg odbiera otoczenie wszystkimi zmysłami, stąd właśnie większa szansa na to, że zjemy ciastko jeśli mam je na wyciagnięcie ręki, niż kiedy musimy po nie podejść, a do tego otworzyć pojemnik. Kiedy ciastko jest zamknięte w nieprzezroczystym pudełku przez co go nie widzimy – jest bardziej prawdopodobne, że nie będziemy mieli na nie ochoty. Chyba nie muszę tłumaczyć tego powiązania? Siedząc przy suto zastawionym stole mamy jedzeniowe bodźce podane jak na tacy i wcale nie łatwo jest powstrzymać się przed zjedzeniem kolejnego kawałka ciasta, czy kolejnej porcji sałatki jarzynowej. Warto mieć świadomość, że w takiej sytuacji jedzenie nie jest już zaspokajaniem potrzeb, tylko robieniem sobie przyjemności. Czy jest na to jakiś sposób? Myślę, że jak najbardziej. Przyszły mi do głowy dwa pomysły dotyczące serwowania poczęstunku.
1. Zaproś swoich gości na konkretny posiłek
Zamiast zastawiać stół 20 różnymi potrawami do wyboru, po prostu podaj im posiłek. Zaproś gości na kolację i przygotuj jakieś konkretne danie. Upewnij się, że potrawa będzie odpowiadała wszystkim gościom, uwzględnij ich preferencje, nietolerancje czy diety – niech to będzie okazaniem Twoich dobrych intencji i szacunku do gościa, a nie ilość podawanego jedzenia. Zapytaj swoich gości czego się napiją do posiłku zamiast stawiać na stole wszystkich opcji jakie masz do zaoferowania.
2. Przygotuj zimną płytę w innym miejscu
Zamiast zastawiać stół, przy którym siedzicie różnymi ciastami, sałatkami i deskami serów – zorganizuj osobny stolik z jedzeniem i piciem. Każdy z twoich gości będzie mógł do niego podejść i nałożyć sobie to na co ma ochotę w danej chwili, a następnie przyjść z talerzem do stołu. Zrobisz swoim gościom przysługę, jeśli ich zmysły nie będą bombardowane przez kilka godzin posiedzenia. Takie rozwiązanie ma wiele zalet, kolejną z nich jest duża ilość miejsca i elegancki wygląd stołu, przy którym siedzicie. Dzięki temu możecie spokojnie rozłożyć na nim planszówkę, albo postawić świeże kwiaty 😊
Długość tego wpisu przekroczyła wszelkie granice komfortowego czytania i przyswajania nowych informacji, dlatego zdecydowałam się podzielić go na 2 części. W części drugiej ( do przeczytania tutaj) przeczytacie o tym jak istotna jest możliwość wyboru, o obrażaniu się oraz o funkcjach społecznych jedzenia i picia.