O odżywianiu mówi się bardzo dużo i w zdecydowanej większości mówi się o tym jak się zdrowo odżywiać. Co rusz atakują nas nagłówki artykułów krzyczące o szkodliwości kolejnych substancji i składników żywności. Abstrahując od rzetelności tych informacji, to wcale nie jest trudne żeby popaść w paranoję i dojść do wniosku, że absolutnie wszystko co wkładamy do ust w jakiś sposób nam szkodzi. Czy można zatem przesadzić ze zdrowym odżywianiem? Jak najbardziej tak, dlatego dzisiaj opowiem Wam o ortoreksji.
Gdzie zaczyna się „niezdrowe” zdrowe odżywianie?
Ortoreksja to zaburzenie polegające na patologicznej koncentracji na jedzeniu pod kątem jego jakości. Dokładniej, osoby cierpiące na ortoreksję skupiają się na spożywaniu wyłącznie zdrowego jedzenia. Ortoreksja nie jest oficjalnie sklasyfikowaną chorobą, jednak mamy kategorię „innych niespecyficznych zaburzeń odżywiania”, gdzie trafiają właśnie takie rzadziej występujące, mniej opisane zaburzenia jak ortoreksja. Rozpoznanie to jest stawiane, gdy koncentracja na jedzeniu danej osoby stanowi realne utrudnienie w jej życiu. W praktyce oznacza to zaniedbywanie pracy, życia towarzyskiego i obowiązków na rzecz planowania swojej diety, czytania etykiet i innych aktywności związanych ze zdrowym odżywianiem. Do diagnozy przydatne są kwestionariusze, takie jak ORTO-15, czy Test Bratmana. Zawierają one pytania dotyczące czasu spędzanego na myśleniu o jedzeniu, przyjemności z jedzenia, planowania posiłków z dużym wyprzedzeniem, a także powiązania nastroju i samooceny z jakością spożywanych posiłków.
Czy dietetycy cierpią na ortoreksję?
Opis problemu osoby z ortoreksją może brzmieć jak coś, co dotyczy dużej części społeczności działającej w branży „fit”. Prawdę mówiąc, myślę, że niejedna osoba z tej grupy mogłaby uzyskać w testach wynik wskazujący na występowanie ortoreksji. Nie zapominajmy jednak o tym, że w ich przypadku ta „nadmierna koncentracja” i ciągłe myślenie o jedzeniu będzie się wiązało głównie z pracą. Ja nawet nie wiem ile godzin dziennie myślę o odżywianiu, a szczególnie o zdrowym odżywianiu – teraz pewnie większość dnia. Trochę o tym co kupić i ugotować na obiad, trochę o tym co by tutaj wpisać pacjentowi do jadłospisu, później czytam książkę lub artykuł związany z dietetyką, a na koniec jeszcze uczę się do egzaminu na studiach. Nie skłamię mówiąc, że moje życie w tym momencie kręci się wokół jedzenia 😊. Istotna różnica polega jednak na tym, że nie cierpi na tym ani moja samoocena, ani moje życie towarzyskie czy związek. Tak więc najważniejsze pytanie, które należy sobie tutaj zadać brzmi: czy psuje mi to życie i sprawia cierpienie? Osoba z ortoreksją odpowie na nie „tak”.
W tym temacie prowadzonych jest sporo ciekawych badań i część z nich podkreśla zwiększone ryzyko wystąpienia ortoreksji wśród osób wykonujących zawody medyczne, a w szczególności wśród dietetyków [1, 2]. W moim odczuciu, najbliżej do zachowań i myśli ortorektycznych było mi na samym początku studiów. To jest czas, kiedy człowiek pierwszy raz zderza się z tematem chorób dietozależnych, a także mechanizmów biochemicznych, które za nie odpowiadają. Jakie skutki może mieć zbyt wysoki poziom metali ciężkich, środków ochrony roślin czy niektórych barwników do żywności w organizmie? No niestety tragiczne. Prawda jest jednak taka, że ciężko jest osiągnąć takie wysokie stężenia tych substancji, a prawo żywnościowe w jakimś stopniu chroni nas przed tym. Łatwiej jest jednak się zafiksować, niż utrzymać racjonalne myślenie. Z czasem student nabiera dystansu, im dalej w studia, tym więcej o tym, że najważniejszy jest umiar i złoty środek. Co ciekawe, znalazłam kilka badań potwierdzających zasadność tej obserwacji, w tym jedno bardzo świeże [3]. Generalnie, zbierając te publikacje do kupy, w grupie największego ryzyka wystąpienia ortoreksji są łodzi mężczyźni, słabo wykształceni (szczególnie ci zaczynający studia dietetyczne), aktywni fizycznie i stosujący dietę wegetariańską.
Co jest głównym zagrożeniem w ortoreksji?
W kontekście tego zaburzenia mówi się czasem o ryzyku niedowagi, spowodowanej nadmiernym ograniczaniem produktów spożywczych. Realnie nie jest to jednak aż tak powszechny problem, częściej możemy mieć do czynienia z niedoborami pojedynczych składników, czy niedożywieniem białkowym. W takich wypadkach niezbędna może okazać się suplementacja. To jednak w żadnym stopniu nie rozwiązuje problemu, bo najgorsze konsekwencje ortoreksji siedzą w głowie. To zaburzenie przynosi choremu ogrom cierpienia, czuje się on niezrozumiany przez środowisko i osamotniony w swoim problemie. Dodatkowo, może towarzyszyć mu stałe poczucie lęku, czy niepokoju i bardzo niskie mniemanie o sobie. To często prosta droga do depresji, a ta, jak wiemy, jest chorobą śmiertelną. I choć do tej pory mamy ograniczone możliwości leczenia ortoreksji, niezwykle ważnym jest aby nie zostawić jej samej sobie.
Leczenie ortoreksji
Im szybciej chory sięgnie po pomoc, tym więcej będzie można zdziałać. Gdzie się zatem zgłosić w pierwszej kolejności? Są właściwie trzy podstawowe opcje, którąkolwiek z nich się wybierze, prawdopodobnie zostanie się skierowanym również do pozostałych dwóch . Osoba z ortoreksją powinna mieć opiekę interdyscyplinarną, prowadzoną przez psychiatrę, psychoterapeutę i dietetyka. W tym przypadku psychodietetyk będzie lepszym wyborem niż dietetyk bez tej specjalności. Jest on przygotowany do rozmowy z osobą w kryzysie, lepiej zna problemy zaburzeń odżywiania i ma podstawy do pracy osobami, które na nie cierpią. W przypadku ortoreksji jadłospis nie będzie dobrym rozwiązaniem, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że nie będzie żadnym rozwiązaniem. Praca z dietetykiem powinna tu być oparta o edukację żywieniową i stopniową zmianą nawyków pacjenta. Dietetyk, na podstawie wyników badań krwi i przygotowanego dzienniczka żywieniowego będzie też w stanie ocenić lub oszacować jakie niedobory pokarmowe mogą występować u pacjenta, a następnie wdrożyć odpowiednie działania.
Czy jest się czego bać?
Teraz niektórzy z Was mogą zadać sobie pytanie, czy w takim razie mam się czego bać w jedzeniu? Może to jest tak, że to osoby z ortoreksją mają rację, a pozostali są po prostu kompletnie nieświadomi. Moja odpowiedź brzmi: nie. Dietetyka, fizjologia i wszystkie inne dziedziny nauki nigdy nie były lepiej rozwinięte niż teraz 😉. Jutro możemy się dowiedzieć czegoś nowego, co obali nasz dzisiejszy żywieniowy dogmat, ale póki co, mamy najlepsze informacje z dziś i „na chłopski rozum” nic lepszego nie wymyślimy. Dlatego tak ważne jest słuchanie autorytetów w danych dziedzinach. Mamy oficjalne rekomendacje dotyczące zdrowego odżywiania, formułowane przez powołane do tego jednostki na podstawie najnowszych badań. Doskonałym przykładem takiego zalecenia jest spożywanie tłustych ryb. Zaleca się spożywać je 1-2 razy w tygodniu, dlatego, że to jest właśnie najlepszy (wg obecnego stanu wiedzy) kompromis między szkodliwością zanieczyszczeń w nich obecnych, a dobrodziejstwem jakie nam dają. Ryby morskie są niesamowicie zdrowe, ale z jakiegoś powodu nie zaleca się nam spożywać ich 3 razy dziennie. Kończę tak jak zwykle, bo to istota zdrowego odżywiania – trzymajmy się złotego środka!